Flamboyant, czyli letni sonet...


Chcąc pojechać do ciebie zadarłem nos w górę,
od słońca oderwałem złociste spojlery,
w karoserię wklepałem kształtnobiałą chmurkę,
koła z wiatru skręciłem na oponach letnich.

A na plaży nadmorskiej z wydmami bzdetnymi,
wielką torbę podróżną z siedmiu garści piaskiem,
o wnętrzu za głębokim, uszami oślimi,
z cnych myśli pozszywałem za jednym zamachem.

Już na koniec ukryłem w kieszeni cuchnące
(w podarunku miłosnym dla ciebie) trzy flądry:
suwak zgrzyyytnąąął! wesoło w miedzianym zachodzie,

zafurkotał wehikuł pod niebem jak gotyk.
- Heeej! Z nogami w księżycu, z bąblami na słońcu,
jadę miła do ciebie. Może trafię w końcu?

2 komentarze:

  1. Po prostu powala:"Już na koniec ukryłem w kieszeni cuchnące
    (w podarunku miłosnym dla ciebie) trzy flądry:
    suwak zgrzyyytnąąął! wesoło w miedzianym zachodzie..."
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Basiu!

    Znowu bym przeoczył, na szczęście data z wczoraj :)
    Uradowało mnie, że Ci się podoba, bo sam lubię ten jeden z pierwszych sonetów. Myślałem, że przez sentyment, ale skoro Ciebie uradował, to ma pewno nie tylko :) Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń