Przechodziłem po niebie czarną wstążką,
zamyślony i nieswój. W bukiet włosów
wpinałaś maków czerwień, fiolet wrzosów,
z kałuż gwiazdy wyjęte dłonią wąską.
Rano pobladły, słaniając się mgłami,
zbierałem czerwień, fiolety i wrzosy,
a gdy pod nogi rzuciłaś mi rosy -
pobiegłem świtem, biały łabędziami.
Nie dogonisz mnie nigdy, moja pani:
Głęboką rybą będę! W noc kosarzem
w snach galaktycznych zakradnę do łóżek.
Wij się! Wij w świcie krwistymi zorzami!
Welon mocz w słońcu przed ziemskim ołtarzem!
Chłoszcz drzewa w burzach wichrami pogróżek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz